Hej, dziś taki post w tematyce ciążowo- dziecięcej. Mimo, że pierwszy poród mam za sobą, to było to 3 lata temu i sporo rzeczy nie pamiętałam. Tamten pierwszy poród opisywałam tutaj KLIK. Dzięki temu postowi miałam możliwość przypomnieć sobie co nieco przed drugim porodem. Jednak drugi okazał się być nieco inny niż pierwszy :)
Wybaczcie jeśli opis będzie chaotyczny.
Była to niedziela, po całym dniu poszłam wieczorem spać. Ostatnie dni były dla mnie mega męczące, nie miałam siły nawet wyjść na zakupy. Nawet parę razy byłam już ubrana ale po kilku krokach zostawałam jednak w domu taka byłam zmęczona. Przy pierwszej ciąży, w tych ostatnich tygodniach czułam się znacznie lepiej. W każdym razie poszłam spać. Po około 3 godzinach snu przebudziłam się z myślą, że standardowo muszę wstać na siku. A nie chciało mi się bardzo wstawać żeby oddać kilka kropli moczu. Jednak zdecydowałam, że wstanę. I tak z pozycji leżącej przeszłam w siedzącą i w tym momencie poczułam ze poleciało mi coś ciepłego po nogach.
Dalej wstałam z pozycji siedzącej i poszłam do łazienki. Swoją drogą próbowałam to zatrzymać wiecie, jak się wstrzymuje siku, ale oczywiście efekt tego zatrzymywania był żaden bo to nie było siku. Zwyczajnie zaczęły mi odchodzić wody tak powiedzmy po szklance co kilka minut, nie wszystkie od razu. Założyłam podpaskę i cała przesiąkła, i tak ze 3 razy. Więc zdecydowaliśmy z mężem, że pojedziemy do szpitala. Tzn ja mąż i synek. Jeśli chodzi o ból to praktycznie nic mnie nie bolało. Jedynie takie bóle jakby miesiączkowe się pojawiały ale dość delikatne. Byłam do nich przyzwyczajona bo o wiele mocniejsze już mnie nawiedzały w ostatnich tygodniach i nic poza tym się nie działo.
W szpitalu weszłam na izbę przyjęć, nie było nikogo prócz Pani pielęgniarki tam dyżurującej. Zapytała mnie czy przyjechałam z sączącymi się wodami. Po potwierdzeniu poprosiła o dowód osobisty, kartę ciąży i ostatnie badania m.in grupa krwi, przeciwciała, gbs i cukier. Spisała też moje dane (wszystko miała w komputerze po ostatnim porodzie). Przyłożyła też do mojego brzuszka ktg żeby zobaczyć tętno.
W międzyczasie zadzwoniła na oddział po lekarza. Nikt jednak nie przychodził a ze mnie ciągle leciała ciepła woda :) Pani pielęgniarka powiedziała więc żebym poszła do łazienki się przebrać i przyniosła mi takie duże wkładki poporodowe. Zadzwoniła drugi raz po lekarza i wreszcie przyszła Pani doktor. Młoda i zaspana, niezbyt miła. Po badaniu okazało się, że mam jakieś 2 cm rozwarcia więc generalnie słabo - tak sobie pomyślałam. Wychodząc z gabinetu czekał na mnie stos papierów do podpisania. Swoją drogą miałam szare dresowe spodnie wyobrażcie sobie tą plamę wody między nogami :)
Okazało się, że w międzyczasie przyjechała jeszcze jedna kobieta rodząca mówiąc że ma skurcze co 2 minuty więc generalnie po badaniu szybko wieźli ją wózkiem na porodówkę. Generalnie wyprzedziłą mnie ta Pani w kolejce. Śmiesznie było jak mąż tej kobiety przekopywał się przez jej walizkę szukając koszuli nocnej :) a wyjmował tylko koszulki ZARA i pytał czy to jest ta koszula ? Hehe
No więc dalej musiałam z torbą sama iść na porodówkę. A czułam się w miarę spoko. Nadal pojawiały się te bóle miesiączkowe ale jak pisałam wczesniej, podobne miałam już w domu co jakiś czas, więc do przeżycia.
Usiadłam na fotelu przed salami porodowymi i miałam czekać. Mąż w tym czasie pojechał odwieść synka do teściów. Nie siedziałam zbyt długo i ostatecznie poprosiła mnie jedna Pani w niebieskim fartuchu do sali porodowej Słoneczniki chyba, ale pewności nie mam. W pierwszej chwili sądziłam, że przyjdzie jakaś położna tzn ktoś inny niż ta kobieta w niebieskim. I że przyjdzie ta niezbyt miła lekarka, która badała mnie na dole. Tzn wiecie to takie moje pierwsze wrażenie, że niezbyt miła. Ot nic w sumie mi nie zrobiła.
Na porodówce kazano mi się położyć na lewym boku, podpięto mi wenflon i zaczął się stos pytań. W sumie dość wygodnie się leżało w takiej pozycji. O dziwo skurcze miałam coraz mocniejsze. Co chwilę brałam telefon i sprawdzałam, ale były tak co 5 minut. Po badaniu przez położną okazało się, że rozwarcie już jest 4 cm. A po kolejnych pytaniach o zawód i inne rzeczy, kiedy nie miałam już jak odpowiedzieć bo akurat nadszedł skurcz rozwarcie już było 6 cm, a za chwilę pojawiły się bóle parte. Czyli takie jakby wam się chciało w toalecie zrobić opcję numer 2 :) I na pewno ich nie przegapicie. Nawet jak opcja numer 2 się przytrafi to położna na bieżąco Was umyje zresztą nie takie rzeczy widziała.
Pani w niebieskim okazało się, że jest położną. Swoją drogą bardzo sympatyczna i profesjonalna kobietka. Robiła wszystko, żeby było mi wygodnie, otwierała okno, ustawiała te wysięgniki na nogi, przyniosła ciepły termofor i w ogóle na bieżąco mówiła jak oddychać i że świetnie mi idzie. Cud kobieta. W międzyczasie zadzwoniła też na dół i powiedziała, że przyjdzie mój mąz i żeby szybko go doprowadzić na sale żeby zdążył.
Za chwilę było już pełne rozwarcie i przyszedł lekarz i przyszedł też mąż. Ale nie wiem w jakiej kolejności :) Dali mi wtedy oksytocyne bo skurcze trwały dość krótko. Odnotowałam, też nacięcie krocza tzn, nie bolało mnie to, ale pan doktor powiedział, że zaraz zrobi naciecie na 2 cm i czy nie mam nic przeciwko. Oczywiście nie miałam. Ta cała filozofia nienacinania na siłe krocza jakoś do mnie nie trafiała nigdy. Uważałam zawsze że jak trzeba to trzeba. Zwłaszcza, że u nas to nacięcie było kiedy już główka była na zewnątrz. Swoją drogą kiedy jeszcze główka była w środku to Pani położna powiedziała, że maluszek ma czarne włosy. Powiem Wam, że to dało mi takiego powera jakby, żeby bardziej się skoncentrować i przyspieszyć. Przy wychodzeniu dzieciątka czuć takie rozciąganie i pieczenie ale po chwili dziecko już jest na świecie.
Ja wiem, że ludzie liczą skurcze i potem opowiadają - ja nie liczyłam ale wiem , że na jednym takim dłuższym udało się urodzić. Potem powiedzieli, że mam urodzić łożysko i to już była bułka z masłem. Chwila moment i już. Także nie ma się co obawiać ;) Cały poród trwał około 2,5 godziny.
Pamiętam jeszcze potem zszywanie, najpierw znieczulenie a potem zszywanie, ale prawie tego nie czułam jedynie minimalne ukłucie przy znieczuleniu.
Po porodzie leży się z maluszkiem 2 godziny jeszcze na sali porodowej, dzieciątko jest połozone na mamie a w międzyczasie przychodzi pediatra żeby je zbadac. Po tych 2 godzinach jedziecie z dzidzią na oddział i tam z kolei kobieta ma leżeć 6 godzin i nie wstawać. W razie czego można zadzwonić po pielęgniarkę żeby pomogła wyjść do toalety czy w ogóle wstać bo samemu nie można.
Pamiętam jeszcze potem zszywanie, najpierw znieczulenie a potem zszywanie, ale prawie tego nie czułam jedynie minimalne ukłucie przy znieczuleniu.
Po porodzie leży się z maluszkiem 2 godziny jeszcze na sali porodowej, dzieciątko jest połozone na mamie a w międzyczasie przychodzi pediatra żeby je zbadac. Po tych 2 godzinach jedziecie z dzidzią na oddział i tam z kolei kobieta ma leżeć 6 godzin i nie wstawać. W razie czego można zadzwonić po pielęgniarkę żeby pomogła wyjść do toalety czy w ogóle wstać bo samemu nie można.
Moja druga ciąża była inna niż pierwsza - miałam więcej dolegliwości i poród też był inny - o dziwo jeszcze krótszy i łatwiejszy, mimo, że pierwszy też nie był trudny. Oczywiście poród boli, ja nie brałam znieczulenia bo boje się znieczuleń.
Aha jeszcze jedna sprawa - te krzyki kobiet na porodówce to chyba tylko w filmach. Najlepiej się rodzi tak prawie że w ciszy. Krzyki zabierają nam energię i skracają oddech. To złota rada od mojej koleżanki a właściwie od jej położnej, która się u mnie sprawdziła :)
W szpitalu leżycie z dzieciątkiem na oddziale. Ja jestem bardzo zadowolona ze szpitala, zwłaszcza z Pani położnej, która była bardzo ciepłą i profesjonalną osobą. Powiem Wam, że cięzko było napisać ten post. Jak tylko pomyślę o tamtych chwilach to wzruszenie ściska mnie za gardło. No to może starczy na ten temat. Dodam, że mój lekarz prowadzący nie pracuje w tym szpitalu tylko na Polnej. Ja po pierwszym porodzie w Raszei chciałam też drugi mieć w tym szpitalu.
Dziękuję wszystkim którzy przeczytali do końca.
Dziękuję wszystkim którzy przeczytali do końca.
Ciebie ściska wzruszenie- wiadomo czemu, mnie też .... No i jakoś tak, po Twojej notce boję się mniej? Hmm.. :)
OdpowiedzUsuńNa prawdę ogromne gratulacje! I zdrówka dla obojga :*
Z jednej strony zazdroszczę Ci,że tak szybko urodziłas,w sensie wody odeszły w domu itp.,a z drugiej nie wiem jak bym zareagowała.. oby dwie moje ciazy były praktycznie po terminie, porody wywoływane po kilka razy,nie znam uczucia, kiedy odchodzą wody,bo u mnie todziało sie juz na porodówce. z resztą same porody były tak szybkie,że nie mam co opowiadać. Bynajmniej miło wspomian, personel szpitala i cały ten czas, pisałam też o tym u siebie na blogu, jak masz ochotę to zapraszam :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Super, że wszystko poszło dobrze.
OdpowiedzUsuńOpisałaś to tak fajnie, że wszystko wydaje się naturalne i że nie ma się czego bać.
Przypomniałam sobie narodziny moich dzieciaczków. Ot wzruszyłam się. Gratuluję i samych cudowności życzę!
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się również :) Uspokoiłaś mnie! Z chęcią przeczytałam cały wpis, wszystkie nas to czekam :) Gratuluję. Silna kobietka z Ciebie! Buziak Kochana na milutki wieczór :*
OdpowiedzUsuńTo wszystko jeszcze przede mną, ale Twój post dał mi nadzieję, że nie ma się czego bać :) Gratuluję! :) Podziwiam Twoją siłę :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tak krótkiego porodu! Mam nadzieję, że jeśli kiedyś przyjdzie mi rodzić, to też w takich warunkach. Kiedy kuzynka mojej koleżanki rodziła, lekarz darł się na nią, że po co sobie dziecko dała zrobić. A szył ją bez żadnego znieczulenia... Brak słów.
OdpowiedzUsuńPoród do pozazdroszczenia, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńMy się właśnie staramy o dziecko, więc wszystko przede mną. Fajnie, że tak wszystko opisałaś ze szczegółami.
OdpowiedzUsuńMój poród w tej właściwej fazie trwał 1,5 h i też znosiłam to wszystko w ciszy :) Miałam super konkretną położną, która się nade mną nie rozczulała i podziękowałam jej za to jak już było po wszystkim.
OdpowiedzUsuńO kurcze taka położna to skarb!
OdpowiedzUsuńJak leżałam ostatnio w szpitalu na oddziale położniczym to często chodziłam na ktg na porodówkę. Kobiety okropnie krzyczały podczas porodów:) Ale ja też słyszałam, że lepiej oddychać niż krzyczeć. Mi poród naturalny nie był dany, musiałam mieć cesarkę 16 dnia po termminie:) Pozdrawiam serdecznie!:)
OdpowiedzUsuńJak będę w ciąży to przeczytam raz jeszcze w chwilach zwątpienia, aby się uspokoić :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak gładko i bez traumy przeszłaś poród i trwał on krótko ;) Nic tylko pozazdrościć oraz pogratulować. Gratuluję i chowajcie się zdrowo :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak wszystko pięknie poszło, ten etap dopiero przede mną! :D
OdpowiedzUsuńAle Ci dobrze! Ja się strasznie boję porodu, bo to mój pierwszy i boje się, że będzie strasznie bolało :( A Tobie szybko i sprawnie poszło :) Też bym tak chciała :) Ja planuję poród w wodzie, bo słyszałam, że wtedy mniej boli :) A do 30.11 już nie długo...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z zapartym tchem bo to samo czeka mnie w maju. Fajnie, że napisałaś taką relację, rzeczową i konkretną. Mój lekarz jest z Polnej więc pewnie tam wyląduję ale akurat z tym szpitalem mam bardzo miłe wspomnienia ginekologiczne :)
OdpowiedzUsuńFajnie było przeczytać choć jedną pozytywną opinię o porodzie ;) Do tej pory słyszałam jedynie poniżające kobietę historie z porodówki :/ Przyznam szczerze, że aż mi się odechciało mieć dzieci, bo rodzenie na porodówce prezentowało się jak w krajach 3 świata co najmniej :/
OdpowiedzUsuńSzybciutko Ci poszło! Super, gratuluję! :) I fajnie, że trafiłaś na dobrą położną, Choć w moim szpitalu też są same dobre i poczciwe kobietki ;-) Ja miałam 2 razy cesarkę, więc nawet nie wiem, co to rozwarcie i bóle porodowe... Pozdrawiam ciepło! :)
OdpowiedzUsuńGratulacje :)
OdpowiedzUsuńPięknie sobie poradziłaś Madziu. Gratuluję! Sprawdza się to co gin mi mówił, druga ciąża trudniejsza ale łatwiejszy poród :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko poszło sprawnie i bez komplikacji :) super, że trafiłaś na dobry personel w szpitalu :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Ciebie i maluszka :)
To jest prawda że drugi poród szybciej idzie ja pierwszy miałam 10 h a teraz drugi 4:05 h . Ja na polnej rodziłam i oczywiście próbowały nie nacinać aż wkoncu nacieły po moich krzykach i w dodatku pękłam .... tak to jest jak na siłe chcą a tak ogółem polną też polecam :-D wszystkiego dobrego dla was
OdpowiedzUsuńTo jest prawda że drugi poród szybciej idzie ja pierwszy miałam 10 h a teraz drugi 4:05 h . Ja na polnej rodziłam i oczywiście próbowały nie nacinać aż wkoncu nacieły po moich krzykach i w dodatku pękłam .... tak to jest jak na siłe chcą a tak ogółem polną też polecam :-D wszystkiego dobrego dla was
OdpowiedzUsuńGratuluję udanego porodu.
OdpowiedzUsuńMadzia trafiłam na Twój post, bo tym razem wybieram Raszei. Trochę mnie pocieszyłaś bo ja w tej ciąży też już jakby nie mam sił w nogach ;)
OdpowiedzUsuńA jednak przeczytałam ;)
OdpowiedzUsuńMój lekarz prowadzący też pracuje na Polnej i z tego powodu póki co jestem za Polną. Ale ta masa przeróżnych opinii na temat szpitala i personelu czasami daje do myślenia...
Powiem Ci, że po prostu w tej chwili miło mi się czyta, że tak "łagodnie" może przebiegać poród, i że tak szybko. Pamiętam, że moja mama przy każdym porodzie miała tak samo. Rach ciach i po krzyku. W duchu mam nadzieję, że i mnie spotka to samo ;)
Pozazdrościć takiego krótkiego porodu, ��jednak podejrzewam ze przy bólach krzyżowych trwających 12 godzin krzyczalabys tak jak na filmach��i na nic zdałyby się rady położnej
OdpowiedzUsuń