Zacznę od tego, że wiele razy na różnych targach kosmetycznych czy blogach widziałam kosmetyki Lily Lolo. Takim moim cichym marzeniem było przetestowanie ich na swojej mieszanej cerze, niestety podchodziłam do tego jak pies do jeża.
W końcu po makijażu permanentnym brwi, jakoś w listopadzie postanowiłam wreszcie zacząć testować Lily Lolo. Najbardziej obawiałam się, że będą one za mało kryjące dla mnie, a zwłaszcza korektory. Okazuje się, że warto było dać im szansę.
Zacznę od podkładu mineralnego, który ma 10g, ale mam wrażenie, że wystarczy mi na długie miesiące używania. Wybrałam kolor blondie, wcześniej na stronie producenta oglądałam te kolory i zdecydowałam się właśnie na ten odcień. Jest idealny to taki bardzo jasny neutralny beż, który absolutnie nie odcina się od mojego koloru skóry, wpasowuje się w nią idealnie.
Do aplikacji używam pędzla Super Kabuki także Lily Lolo. Jest to pędzel na krótkim trzonku o przemiłym czarnym włosiu. Używam go wielozadaniowo - zarówno do podkładu, pudru, a zdarza się, że także do korektora. Kiedyś miałam jeden pędzel kabuki innej firmy i tamten był mało przyjemny - włoski były grubsze i było ich mniej. Ten jest super miękki.
Przed nałożeniem podkładu mineralnego oczywiście nakładam dobrze nawilżający krem. Mam wrażenie, że im lepsze nawilżenie buzi tym ten podkład ładniej wygląda i dłużej się utrzymuje.
Zawsze odklejałam tylko kilka oczek w takim opakowaniu pudru - tutaj mamy jednak taki jakby koliste zamykanie, sami dzięki niemu możemy zdecydować ile oczek pozostawić otwartych. Standardowo wysypuję pudry na wieczko i tak nabieram produkt ruchem wmasowującym następnie pędzel strzepuję a nadmiar spada na wieczko. Oczywiście krycie można budować w zależności od kondycji skóry danego dnia.
Kiedy już mam zaaplikowany podkład mineralny zabieram się za mineralny puder flawless matte - to biały puder w takim samym opakowaniu jak podkład z tym, że mamy go 7 g. Na buzi po aplikacji jest on transparentny - nie ma białego filmu - jest bardzo dobrze zmielony. To tak zwany puder wykończeniowy, który fanie nadaje się nawet do poprawek kiedy buzia zaczyna się świecić. Nie przesadzam z jego ilością, nauczyłam się już nakładać odpowiednią dozę produktu.
I teraz przejdę do produktu, który powalił mnie na kolana. O ile dwa poprzednie produkty lubię i używam regularnie i jak wiadomo nie robią efektu maski, tak korektor spowodował, że dosłownie kopara mi opadła. Takie krycie jakie on jest w stanie mi dać to jest wielkie WOW. Oczywiście mowa o cieniach pod oczami. Moje naturalne cienie pod oczami są sino fioletowe i w zasadzie nie ma na to rady, taka moja uroda. Ten korektor przykrywa je w 100%. Tutaj tez mogę budować krycie w zależności jaki efekt chcę osiągnąć.
Podoba mi się też fakt, że zakrywa on także moje niedoskonałości - różne rozdrapane pryszcze czy inne niespodzianki jest w stanie przykryć. Mój kolor to Barely Beige - jest to bardzo jasny neutralny beż. Ostatnimi czasy wklepuję go po prostu palcem i tak sprawdza mi się najlepiej.
Ostatni produkt, który używam to naturalny prasowany korektor w kolorze lemon drop. I tutaj są plusy i minusy tego "gagatka". Bardzo podoba mi się sprasowana forma oraz małe urocze opakowanie z lusterkiem. Jestem w stanie je wcisnąć do każdej torebki. Fajny żółty kolor niweluje zasinienia wokół oczu, jednak nie nadaje się np na wypryski choć tez producent nie dedykuje go na niedoskonałości. Dla mnie jego krycie jest jednak trochę za małe, być może to wina mojego pędzelka do oczu. W każdym razie jeśli chodzi o ukrywanie moich cieni pod oczami zdecydowanie bardziej wolę jego kolegę, które opisywałam wcześniej.
Całość lubię spryskać hydrolatem, wtedy mam wrażenie, że te warstwysię scalają i niweluję dzięki temu efekt pudrowości na skórze.
Ciesze się, że postanowiłam dąć szansę tym produktom, teraz wiem, że produkty mineralne też potrafią mieć dobre krycie, przy czym nie robić efektu maski i dobrze trzymać mat na buzi. Nie zauważyłam też po nich uczucia ściągnięcia czy przesuszenia skóry. Nie widzę też, żeby wchodziły w moje zmarszczki. Polecam Wam je wypróbować jeśli tak jak ja kochacie podkłady tradycyjne tutaj kosmetyki mineralne mogą Was bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Znacie te produkty ?
Też dużo słyszałam o tych kosmetykach :) super że Ci się sprawdziły :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUżywam na co dzien minerałów... z tej mam tylko pędzel ;p
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze wspominam te kosmetyki Lily Lolo.
OdpowiedzUsuńkosmetyki mineralne spełniają wszystkie moje oczekiwania, od lat używam produktów lily lolo i jestem im wierna, są fantastyczne gdy wiemy jak sobie z nimi razić
OdpowiedzUsuńNie lubię ich podkładów, strasznie mi się ciasteczkują ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię produkty tej marki :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję poznać kilka ich produktów i bardzo je lubię :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie mialam z tej marki :)
OdpowiedzUsuńZnam bardzo wiele kosmetyków Lily Lolo i z każdego z nich jestem mega zadowolona :)
OdpowiedzUsuńMuszę je koniecznie wypróbować, maja przepiękne opakowania!
OdpowiedzUsuńMam kilka kosmetyków Lily Lolo - m.in. podkład, puder, pomadki. Bardzo lubię ich używać, szczególnie latem :)
OdpowiedzUsuńOstatnio używam głównie minerałów :)
OdpowiedzUsuńZnam kosmetyki Lily Lolo i bardzo je lubię. Podkład BLONDIE to mój hit nad hity :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam do czynienia z Lily Lolo.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tę markę. Przetestowałam już bardzo dużo ich kosmetyków i będę testować dalej. :)
OdpowiedzUsuńTych produktów akurat nie znam, ale uwielbiam tusz od Lily Lolo :)
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia poniewaz ich podklad bardzo zle mi sie sprawdzil za to szminki sa genialne :)
OdpowiedzUsuń